SCO & François Leleux - Bizet & Gounod - Plytomaniak
Tym razem jednak chciałbym przedstawić jedną z kolejnych ciekawych i bardzo satysfakcjonujących w odbiorze propozycji niedużego wydawcy z dalekiego Glasgow, firmę Linn Records, która na wiosnę powoli mijającego roku z dumą wypuściła album zawierający przystępne, popularne i bardzo dobrze wykonane dzieła orkiestrowe Jerzego Bizeta i Karola Gounoda.
Ów fakt można przypisać głównej roli, jaką w omawianym przedsięwzięciu pełni François Leleux, znany głównie jako oboista, ale również parający się dyrygenturą (Płytomaniak omówi również płytę jego kolegi, klarnecisty Michaella Collinsa, występującego tak samo w podwójnej roli solisty i kapelmistrza w repertuarze angielskim). Francuski muzyk, debiutujący w wytwórni Linn, poprowadził doskonale znaną melomanom Szkocką Orkiestrę Kameralną. Jedna z najznakomitszych formacji tego rodzaju obecnie działających w Europie, prowadzi przy tym bardzo intensywną działalność nagraniową – nie brak przecież licznych, czasami kontrowersyjnych, ale na ogół bardzo dobrze przyjmowanych przez światową krytykę nagrań, dokonywanych z udziałem czołowych solistów oraz mistrzów batuty (Płytomaniak zajmie się m.in. rejestracjami Symfonii oraz Requiem W. A. Mozarta we współpracy z nieżyjącym już sir Charlesem Mackerrasem).
Album, który niewątpliwą przyjemność mam przedstawić, otwiera niezwykle efektowna, ale niedługa, składająca się z pięciu ogniw I Suita, zestawiona do wyjątków z Carmen przez Ernesta Guirauda. Melomani nie będą mieć najmniejszych problemów z rozpoznaniem poszczególnych fragmentów kompozycji i odniesieniem ich do właściwego miejsca w scenicznym arcydziele. François Leleux i Szkocka Orkiestra Kameralna wykonują tę popularną i błyskotliwą „składankę” z temperamentem, wyczuciem, zaangażowaniem, wprawiając zachwyconego odbiorcę w doskonały nastrój. Owo wrażenie potęguje się dalej, w momencie przejścia do kolejnego punktu programu – stosunkowo mało u nas znanej Małej symfonii Karola Gounoda. W tym utworze zdecydowanie błyszczy sekcja instrumentów dętych w postaci fletu, pary klarnetów, fagotów, waltorni oraz obojów, a jedną z partii u tych ostatnich wykonuje sam dyrygent. Smyczków, blachy oraz perkusji kompozytor nie przewidział, co w niczym nie zmniejsza wartości uroczego utworu, czteroczęściowego, zaprojektowanego wg klasycznych wzorców, eleganckiego w wyrazie, zwięzłego w formie, przystępnego w treści. Słucha się go z prawdziwą przyjemnością, zaś sekcja dęta szkockich kameralistów pokazuje się tutaj z jak najlepszej strony – zachwyca czystość gry, precyzja intonacji, wyrazistość brzmienia instrumentów, doskonała współpraca pomiędzy muzykami. Chwalę artystów za decyzję o zaprezentowaniu interesującej pozycji, zasługującej na większe zainteresowanie ze strony organizatorów koncertów, kapelmistrzów i formacji – nie tylko Symfonia na instrumenty dęte Igora Strawińskiego może być ciekawym urozmaiceniem filharmonicznych wieczorów, zaś przyjemność słuchania utworu autora Fausta nie ulega wątpliwości.
To samo da się powiedzieć o ostatniej – głównej – części programu krążka wytwórni Linn, a jest nią słynna, porywająca, przepiękna I Symfonia C-dur Jerzego Bizeta, napisana przez niego w wieku zaledwie 17 lat, co jest wręcz niesamowite, bo utwór ma w sobie od początku do końca cechy wręcz Mozartowskiego geniuszu i natchnienia. Pod dyrekcją francuskiego dyrygenta szkocka orkiestra pokazuje się tu w pełnej krasie pomimo niezbyt licznej, klasycznej obsady instrumentalnej (podwójne drzewo, rogi, trąbki, kotły, smyczki). Gra za to z wigorem, pasją i taką radością, którą mogłaby obdzielić niejeden filharmoniczny zespół. Muzyka Bizeta po prostu zachwyca od pierwszej do ostatniej nuty, i to pod wieloma względami. Wspaniałej, logicznej konstrukcji, bogactwa melodycznego (piękna, nastrojowa część wolna), wyrazistej rytmiki, nierzadko zahaczającą o ludowe inspiracje (trzecie ogniwo), ogromem ciekawych pomysłów instrumentacyjnych i prostych, ale wpadających w ucho tematów. Dyrygent nie przesadza z tempem, ale muzyka płynie, rwie wartko do przodu, a w zawrotnym finale przypomina wręcz jakieś perpetuum mobile, ale bez szkody dla pokazania myśli i szczegółów partytury. Temperament orkiestry i kapelmistrza nie ulega tu wątpliwości, ma się wrażenie przedniej zabawy podczas słuchania. Osobiście, bardzo lubię Symfonię C-dur, których kreacji płytowych, przynajmniej w ostatnich latach, nie było za wiele. Frannçois Leleux i Szkocka Orkiestra Kameralna są autorami jednej z najpiękniejszych, najbardziej wartościowych i muzycznie udanych kreacji kompozycji, brzmiącej wyjątkowo świeżo, spontanicznie, naturalnie i szczerze. Tym większe uznanie należy skierować w stronę wykonawców za doskonałe przygotowanie dzieła, staranność w prowadzeniu fraz, należyte proporcje dynamiczne i brzmieniowe; choć można by się było spodziewać faworyzowania przez kapelmistrza sekcji instrumentów dętych (istotnie, ich udział przykuwa uwagę odbiorcy), to jednak nie ma tutaj naruszania balansu między poszczególnymi sekcjami instrumentów – również smyczki, a także blacha i kotły trafnie zaznaczają swoją obecność w nagraniu. Dodam, że jego walory jako całości, nie tylko we wspaniale poprowadzonej i zagranej Symfonia Bizeta, podnosi bardzo dobra realizacja techniczna, z czystym, wyraźnym dźwiękiem. Nie dziwi to w przypadku wytwórni Linn Records, znanej z troski o nadanie swoim produkcjom maksymalnie odpowiedniego i wycyzelowanego kształtu podczas realizacji i publikacji. Nie żałuję, że dopiero teraz mogłem skierować swoją uwagę na francuski repertuar w jego najbardziej przystępnym i porywającym wydaniu. Za sprawą bardzo dobrego wykonania z pewnością będę się nim cieszyć jeszcze przez długi czas, co poddaję pod rozwagę wszystkim słuchaczom poszukujących czystych i pozytywnych muzycznych emocji.